czwartek, 1 kwietnia 2010

Shutter Island (2010) reż. Martin Scorsese

Tytuł polski: Wyspa Tajemnic

Kolejna powieść Dennisa Lehane'a trafia na ekrany kin. Tym razem za
kamerą stoi osławiony Martin Scorsese. Rzecz dzieje się na tytułowej wyspie, na którą przybywają szeryf Teddy Daniels (Leo DiCaprio) wraz ze swoim partnerem (Mark Ruffalo). Mają rozwiązać sprawę tajemniczej ucieczki jednej z pacjentek ośrodka dla psychicznie chorych przestępców. Wkrótce okazuje się, że nie wszystko jest takie jak się z początku wydaje, zarówno po stronie nadzorców szpitala jak i pary obcych policjantów.

Najnowszy film Scorsese to pogmatwany dreszczowiec czerpiący równie dużymi garściami z kina noir jak i horrorów. Reżyser od razu daje nam do zrozumienia, że to co zobaczymy nie będzie przyjemne. Złowieszcza - i trochę nachalna - muzyka w otwierających ujęciach zwiastuje, że nie będzie to kolejna standardowa sprawa tropienia uciekiniera. Jak tylko bohaterowie stawiają pierwsze kroki na gruncie wyspy, nasuwają nam się myśli: uciekajcie! Pakujecie się w straszliwe tarpaty nie zdając sobie z tego sprawy. Tak faktycznie się dzieje.
Przez dużą część filmu udaje się pobudzić w widzu ciekawość tego co dopiero ma nadejść. O co chodzi? Jakie są prawdziwe związki między wszystkimi postaciami? Do czego to wszystko dąży? Film odpowiada nam na te i inne pytania jakie można sobie zadawać podczas seansu. Niestety odpowiedzi jakich udziela nie wybiegają poza to co udaje się uważnemu widzowi wydedukować z obejrzania zwiastuna do filmu. Co gorsza jest to tylko jedna z jego wielu niedoskonałości.

Scorsese wykorzystuje tutaj elementy schematów z filmów przedstawiających odizolowaną społeczność, nieufną względem węszących przybyszy. Widzieliśmy setki takich filmów, ale do pewnego stopnia udaje się wciąż utrzymać w widzu zainteresowanie czy wręcz napięcie tak istotne dla thrillerów. Z drugiej strony, o ile wiele scen ma świetne początki, z każdą kolejną sekundą ich dzialanie słabnie. Widać książkowy rodowód. Tak jak na stronach powieści można sobie pozwolić na długie dialogi rozciągające się tak daleko jak tylko potrzeba, w filmie gdzie kluczem do stworzenia napięcia jest nadanie odpowiedniego tempa, przegadanie każdej ważniejszej sceny bardzo psuje ogólne wrażenie. Pada mnóstwo niepotrzebnych słów, rzeczy które moglibyśmy sobie spokojnie dopowiedzieć. Dodatkowo, kwestie lecące z ekranu są nadto "filmowe". Wciąż słyszymy zupełnie zbędne i sztuczne sformułowania, z czego niektóre brzmią niemal jak parodie samych siebie. Choć są też lepsze momenty. Bardziej zapadającą w pamięć sceną jest rozmowa postaci DiCaprio i Teda Levine'a. Krótka, ale treściwa. Zgrabnie wyreżyserowana i solidnie zagrana. Szkoda tylko, że jest ona trochę obok filmu. Niespecjalnie odnosi się do całej reszty fabuły, dlatego ginie w głównym nurcie jakim płynie cały obraz.

Przewidywalne zakończenie nie pomaga w pozostawieniu dobrego ostatniego wrażenia. Nie chcę go jednak zbytnio krytykować. Patrząc na różne opinie o filmie, własnie zakończenie jest wymieniane jako jego najbardziej rozczarowujący element. Dla mnie natomiast jest to raczej wynik słabego poziomu całej produkcji.

Oglądając "Wyspę Tajemnic" miałem nieodparte skojarzenia ze znakomitą "Drabiną Jakubową". Różnica jest taka, że u Lyne'a za całą pokręconą fabułą i iście demoniczną atmosferą kryła się porządnie zbudowana historia, inteligentnie dawkowana, bez momentu utraty emocjonalnego zaangażowania się w oglądany film. U Scorsese zainteresowanie filmem tonie w wodach otaczających wyspę w momencie gdy tracimy nadzieję na dostanie czegokolwiek wybiegającego poza ładnie zrealizowanego produkcyjniaka.

Jest to film, który chcielibyśmy aby się podobał, aby sprawił nam frajdę w oglądaniu poprzez dostarczenie wskazówek do samodzielnego rozwiązania zagadki. Tego wszystkiego brakuje. Nie chodzi o to, że oczekuję finału niczym z "Prestiżu" Nolana czy też nawet "Apocalypto" Gibsona. "Wyspa..." zdaje się nie aspirować do tego typu "szczękoopadu". Film jest rozczarowaniem, nie dlatego że nie dostarcza zaskoczenia nie do przewidzenia. Film jest rozczarowaniem, dlatego że w wyżej wymienionych filmach ich zakończenia nadawały nowego sensu wszystkiemu co do pewnego momentu widzieliśmy. Końcówka "Wyspy..." natomiast nie nadaje filmowi nowego sensu, a go najzwyczajniej w świecie pozbawia.

Ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz