sobota, 24 kwietnia 2010

Clash of the Titans (2010) reż. Louis Leterrier

Tytuł polski: Starcie Tytanów

"Release the Kraken!" zawołał grzmiąco Liam Neeson na Olimpie. Pojawienie się Krakena, będącego tutaj główną bestią filmu, niewiele zmienia. Tak jest, film pozostaje beznadziejny do samego końca, bez względu na rozmiar paszczy Krakena. Hmm, Kraken. Kraken, Kraken, Kraken. Jest to jedyna rzecz na jaką czekałem oglądając "Starcie Tytanów", nie licząc oczywiście czekania na ewakuowanie się z sali kinowej. Kraken, razem z całą resztą tego fatalnego filmiku, pokazuje jak można wyrzucić na śmietnik sto dwadzieścia milionów dolarów. "Starciu..." udało się świetnie to co nie udawało się wielu filmom od miesięcy. Nie sądziłem, że tak szybko się to stanie, ale jednak. Oto nadszedł! Nareszcie pierwszy film, który jest praktycznie tak zły jak "Transformers 2".

Jest jeszcze druga rzecz, w której "Starcie..." być może jest pionierem. Jest to prawdopodobnie pierwszy film zrobiony w popularnej dziś technologi 3D, który nie zawiera ani jednej sceny wykorzystującej ową technologię. Jedyny efekt po założeniu specjalnych okularów to lekko przyciemniony obraz. Ugh.

Na całej rozciągłości filmu, autorzy traktują widza jak skończonego idiotę. Rozumiem, że nie wszyscy muszą dokładnie znać grecką mitologię, ale pewne fakty kojarzy chyba każdy kto skończył podstawówkę. Tymczasem, co i raz jesteśmy uraczani niepotrzebnym przywoływaniem i tłumaczeniem niektórych mitów lub zasad jakimi rządzi się przedstawiony świat. Żeby tego było mało, skądinąd całkiem fascynująca, mitologia jest potraktowana przesadnie dosłownie i sprowadzona do potyczek pomiędzy bogami, ludźmi i innymi stworami. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale znacznie lepiej w adaptowaniu mitologii wypada "Troja", która ogólnie nie była zbyt dpbrym filmem, a jednak był w niej jakiś pomysł na podejście do tematu. "Starcie Tytanów" jest kinowym cofnięciem się w rozwoju.

Występuje tu dużo znanych aktorów, ale nie można mówić o dobrym poziomie aktorstwa. Nieważne czy jest to absurdalnie wyglądający Neeson, śliczna Gemma Arterton, przypominający Voldemorta Ralph Fiennes, czy też szturmujący Hollywood Sam Worthington. Zarówno ci, jak i reszta bardzo dobrych aktorów obecnych w obsadzie, jest tu w jednym celu. Jest to film typu "skoro płacą to gram". Nie można ich za to winić. W końcu na pewno mieli frajdę z przebierania się w kostiumy i machania antyczną bronią. Cóż, miłość do aktorów polega na tym, że kocha ich się nawet pomimo grania w złych filmach. Trochę rozczarowuje tylko fakt, że drewniany scenariusz nie pozwalał im na pokazanie choć skrawka tego co potrafią.

Kolejnym rozczarowaniem są sceny akcji, efekty specjalne i ogólnie cała techniczna strona filmu. Jak nie ma scenariusza, to liczyłem przynajmniej na tępą acz fajową rozrywkę. W zamian, z ekranu wieje nudą. Nie chodzi o to, że nie ma scen akcji. Jest ich bardzo dużo. Są po prostu źle wymyślone, źle zmontowane, bez krzty energii. Siedząc w kinie przychodziły mi na myśl filmy jakimi "Starcie..." chciałoby być. Jednym z nich jest bez wątpienia "Władca Pierścieni". Przypomniałem sobie m.in. finałowy pojedynek w "Drużynie Pierścienia". Aż prosi się w "Starciu..." o scenę w tym stylu, a jest coś jeszcze mniej emocjonującego niż ostatnie "Harry Pottery". Innym filmem do jakiego aspiruje omawiane dzieło jest "Labirynt Fauna". Pojawiające się w jednej scenie postacie wiedźm to w gruncie rzeczy kopia kreatur z "Labiryntu..." Co prawda Del Toro nakręcił mocno słaby film, ale przynajmniej wizualnie było na czym oko zawiesić.

Filmowi zupełnie brakuje dramaturgii. Jest nieinteresujący, denny, płaski, nieefektowny. Tytułowe starcie tytanów nigdy nie następuje. Dołącza do listy ładnych tytułów, które dużo obiecują, a potem tych obietnic nie dotrzymują. Zdecydownie odradzam. Chcesz obejrzeć dobry film kostiumowy? Zobacz "Agorę".

Ocena:

5 komentarzy:

  1. Gdyby ktoś 10 miesięcy temu powiedział mi że za ten czas zobacze coś gorszego od Transów2 i Termintorka4 to bym powiedział mu, że jest to nie możliwe bo gorzej już być nie może!
    Jednak może!!
    Takiego guwna w 2,5D (tylko napisy są w 3D) świat jeszcze nie widział. "Starcie..." powinno być puszczany w szkołach filmowych jako wizerunek wszystkiego co złe, głupie, infantylne, beznadziejne itp. w kinie i być przykładem jak nie robić filmów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panowie,
    ja tam na kinie się nie znam, ale jeżeli film ma scenę, która z miejsca przechodzi do historii kina, to nie może być tak zły, jak próbujecie zapewnić czytelników swego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jawna prowokacja, musi być! ;D Ja tylko mówię, że film jest tak zły, że aż zęby bolą. Nie pierwszy i nie ostatni taki film, który zagwarantował sobie miejsce w historii. Patrz, choćby "Gwiezdne Wojny".

    OdpowiedzUsuń
  4. "Gwiezdne Wojny" to wybitny film w porównaniu ze "Starciem Tytanów". Nawet bez porównania "Star Warsy" trzymają się dużo lepiej niż film o którym wszyscy chcieli zapomnieć, a wszystkie portale donoszą, że będzie kontynuacja :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Sequel musi być już chyba, no nie wiem... w 4D ;)

    OdpowiedzUsuń