poniedziałek, 5 kwietnia 2010

The Lovely Bones (2009) reż. Peter Jackson

Tytuł polski: Nostalgia Anioła

Siostra Ma zapytała mnie ostatnio: „Co robisz?” „Piszę recenzję do „Nostalgii Anioła””- odpowiedziałem. „To ten film, na który miałeś mnie zabrać?!” „Tak to ten, ale dobrze, że tego nie zrobiłem”. Była wściekła i nie odzywała się do mnie cały dzień.
Na film twórcy „Władcy Pierścieni” czekałem z niecierpliwością. Długi czas oczekiwania, świetny trailer, chwalebne napisy na plakatach – to tylko podgrzewało atmosferę. Wątpliwości zaczęły się, kiedy „Nostalgia Anioła” została pominięta w nominacjach do Oscarów (tylko jedna nominacja). Były wtedy dwie możliwości. Albo Akademia zapomniała o tak dobrym filmie (jak o "Zapaśniku "dając tylko dwie nominacje), albo to po prostu bardzo słabe dzieło. Okazało się, że to drugie.

Jak większość twórców robiących widowiskowe kino, Peter Jackson po trylogii „Władca Pierścieni” i „King Kongu” postanowił nakręcić skromniejszy film. Nie mógł pozwolić sobie na zrobienie totalnie niszowej produkcji, w końcu ma za sobą ogromny sztab ludzi od efektów, którym trzeba dać zarobić na chleb.
Powieść Alice Sebold, dziejąca się w dwóch światach (rzeczywistym i pośmiertnym), idealnie nadawała się do schematu niszowego filmu z dużą ilością efektów. Suzie Salmon (Saoirse Ronan) w wieku 14 lat zostaje zamordowana i trafia do świata zawieszonego pomiędzy niebem a ziemią, skąd może obserwować wydarzenia na ziemi po jej śmierci.
Niestety po tym jak bohaterka ginie, film rozpływa się jak mleko po upuszczeniu na podłogę we wszystkie możliwe strony. Świat Suzie zachwyca swoją wizualnością, ale niestety nic z niego nie wynika. Z filmu robią się dwie historie, które w ogóle na siebie nie nachodzą - świat bohaterki i świat realny, w którym rodzina Suzie nie radzi sobie psychicznie z jej odejściem. To nałożenie na siebie dwu światów następuje dopiero wtedy, gdy dziewczyna ma iść do nieba. Moim zdaniem ta interakcja pomiędzy światami jest w filmie niezbędna, a jej prawie nie ma i przez to praktycznie nic się nie dzieje.
Jeśli Jackson chciał wywołać emocje pod koniec filmu (jak w „Uwierz w ducha”, gdzie wszyscy płaczą jak Patrick Swayze idzie do nieba) – to niestety nie udało mu się ani trochę.
Film ma kilka świetnych scen i dobrą muzykę. Zdjęcia genialnie pokazują lata 70-te. Ciekawostką jest postać samego reżysera na ekranie, który w jednej ze scen bawi się starą kamerą.
Następnego dnia Siostra Ma obejrzała „Nostalgię Anioła”. Rozczarowała się bardziej niż ja.

Ocena:

2 komentarze:

  1. Najnowszy film Jacksona to chyba precedens. Po raz pierwszy polska wersja tytułu lepiej oddaje charakter dzieła niż ma to miejsce w oryginale. "Nostalgia anioła" bezpretensjonalnie zapowiada coś pomiędzy soft-harlequinem a prozą Stephenie Meyer.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje zdanie na temat tego filmu jest zawarte w recenzji, więcej nie trzeba komentować.

    OdpowiedzUsuń