sobota, 24 kwietnia 2010

Whatever Works (2009) reż. Woody Allen

Tytuł polski: Co Nas Kręci, Co Nas Podnieca

Kino mistrzów. Na pierwszy ogień niech pójdzie negatywna krytyka. Nie pod adresem filmu, lecz polskiego dystrybutora i kampanii reklamowej jaką zgotował ostatniemu obrazowi Woody'ego Allena. Niedbale zmontowany zwiastun zachęca jedynie do ucieczki z kina. Plakat sugerujący, że idziemy na drugą część "Vicky..." zapewne wyreżyserowaną przez Almodovara. Komedia romantyczna o dziewczynie, która podrywa chłopaka w pralni. No i ten okropny tytuł wyjęty z tylnej części ciała człowieka i nie chodzi mi o plecy. Taki obraz miałem w głowie wybierając się na "Whatever Works". Prawdę mówiąc gdyby nie lista płac nikt by mnie nie zmusił na wydanie pieniędzy na bilet. Paradoksalnie właśnie tak fatalne potraktowanie tego filmu w naszym kraju może sprawić, że odniesie komercyjny sukces. Dystrybutow sprzedaje go na fali popularności "Vicky..." i z biznesowego punktu widzenia robi wszystko jak należy. Szkoda tylko, że podobnie jak przy okazji "Na Zawsze Twój" część widowni może się poczuć rozczarowana.

Cóż, zabrzmiało to prawie jakby nowy Allen był złym filmem. Nic bardziej mylnego. Stale od kilkudziesięciu lat, niemal rok w rok Woody dostarcza widzom bardzo dobre filmy, w tym niektóre wybitne. Tak jest i tym razem.

Głównym bohaterem jest Boris Yelnikoff, podstarzały geniusz fizyki, który "prawie zdobył Nobla". Od razu na początku filmu burzy on czwartą ścianę zwracając się bezpośrednio do widzów, przy czym inni bohaterowie patrzą na niego jak na idiotę nie nawiązując podobnej relacji z widzami. Znowu czujemy się tak jakby sam Allen do nas mówił mimo iż osobiście nie pojawia się on na ekranie. Boris jest to człowiek, który nie lubi ludzi, świata i w ogóle niczego. Ciągle narzeka i śpiewa myjąc ręce. Jest nowojorskim dziwakiem jakiego nie da się nie kochać. Pewnego wieczora poznaje młodą Melodie (Evan Rachel Wood), niezbyt bystrą ale sympatyczną i uroczą dziewczynę z Mississippi. Boris przystaje na przenocowanie jej u siebie na jedną noc i od tego momentu zaczyna się ich współna historia, z której już nic więcej nie zdradzę, aby nie odbierać nikomu frajdy jej poznawania.

Film jest bardziej przegadany niż polska telenowela, ale co z tego! Takich dialogów nie słyszy się w kinie zbyt często (w polskim w ogóle). Allen jest niezwykłym szczęściarzem, że spisuje swoje niekończące się narzekania a widzowie po półtorej godzinie ich wysłuchiwania wciąż błagają o więcej. Gdybym chciał zacytować najlepsze, musiałbym zwyczajnie przepisać większość kwestii jakie padają w filmie. Nie ma mowy o momencie nudy, czy zmęczenia. Znakomicie napisane dialogi musi jeszcze ktoś wygłaszać. Wcielający się w Borisa aktor Larry David w sumie cały czas jest zupełnie poważny i nie mówi nic śmiesznego. Jest przesączony cynizmem i czasem wręcz makabrycznym sarkazmem. Mimo to chwilami ciężko się powstrzymać od parsknięcia śmiechem czy choćby szerokiego szczerzenia się od ucha do ucha. Razem z Wood tworzą zaskakująco zgrany duet. Dawno nie widziałem jak ktoś w tak wspaniały sposób zagrał blond idiotkę.

"Co nas kręci, co nas podnieca" to świetny film, może mało istotny, może nie wybitny, może zostanie zapomniany tak szybko jak tylko na ekrany wejdzie "You Will Meet a Tall Dark Stranger" (swoją drogą jeden z najlepiej brzmiących tytułów jakie słyszałem w ostatnim czasie), ale nie zmienia to faktu, że to zwyczajnie Allen w wysokiej formie, a mało kto potrafi dostarczyć rozrywkę na takim poziomie jak on.

Ocena:

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w sumie, szkoda ze nic nie dodałeś o pewnym aktorze co grał tam 2 raz jak i w vici i prawie to samo :D

    OdpowiedzUsuń