wtorek, 30 marca 2010

Trylogia High School Musical reż. Kenny Ortega

Czemu w ogóle omawiać coś takiego jak "High School Musical" na blogu dorosłych ludzi? Z dwóch powodów. Po pierwsze, czemu nie? Po drugie, coś takiego jak "HSM" to... no właśnie, w zasadzie z czym to się je? Dla wielu jest to niestrawna papka symbolizująca brukowy poziom dzisiejszej popkultury. Jeśli jednak seria kiczowatych filmów muzycznych dla dzieci zarabia więcej niż ćwierć miliarda dolarów, nie wspominając o dochodach ze wszystkiego na czym Disney może nakleić logo "HSM", to może warto się zmusić i zobaczyć o co w ogóle chodzi?

Cała seria kręci się wokół pary zakochanych w sobie nastolatków i grupy ich przyjaciół. Troy (Zac Efron) i Gabriella (Vanessa Hudgens) szybko stali się ulubieńcami widzów Disney Channel. Chodzą oni do liceum, są piękni i utalentowani, i do szaleństwa w sobie zakochani. Amerykańskie szkoły średnie najwyraźniej nie są zbyt ciężkie, jako że jedyne zajęcia to kółko teatralne i WF. On, kapitan drużyny koszykarskiej; ona, naczelny kujon szkoły w ciele kociaka - czyżby przesłanie: nauka pomaga na wygląd (?)

High School Musical (2006)
Tytuł polski: High School Musical

Główni bohaterowie od razu są ze sobą skonfrontowani, w scenie gdzie odkrywają, że oboje potrafią dać popis świetnego śpiewania w konkursie karaoke. Wraz z Troyem film przenosi nas do jego szkoły. Dowiadujemy się, że nową uczennicą w East High, ku uradowaniu naszego bohatera, jest śliczna Gabriella, z którą jeszcze niedawno podczas zimowej przerwy tak świetnie się bawił na owym karaoke. Głównym motywem pierwszego filmu jest obawa Troya przed ujawnieniem swojej pasji śpiewania oraz dążenie do zdobycia serca Gabrielli. Przez cały film skutecznie będzie w tym przeszkadzać naczelna ździra szkoły, superpopularna blond seksbomba Sharpay (Ashley Tisdale).
Po drodze mamy przekrój bzdurnych, małostkowych problemów nastolatków oraz całą gamę piosenek, które je ilustrują. Film jest zrobiony w niezwykle sztucznej, cukierkowej konwencji, która na pierwszy rzut oka odrzuca każdego kto dawno skończył dziewięc lat, jednak przecież jak dobrze pasuje do treści filmu. Całość leci równo po schemacie, który pomimo głupiutkiej fabuły udowadnia, że nie ważne co się mówi tylko jak się mówi... a raczej śpiewa. Jak w każdym musicalu i tu piosenki są najważniejsze. Na pewno nie przejdą do klasyki muzyki filmowej. Są na to zbyt ubogie muzycznie, niewyszukane tekstowo i ogólnie raczej infantylne. Wchodzą jednak w ucho i co najważniejsze angażują widza w przedstawianą historię. Choreografia opracowana przez Kenny'ego Ortegę - późniejszego twórcę Michael Jackson's This is It - oraz kilku innych choreografów nie zawsze może budzi absolutny podziw, ale jak najbardziej odnajduje się w szkolnych murach East High. Czasem, trzeba to przyznać, może się nawet podobać. Możemy oczywiście się z tego śmiać, ale oglądając "HSM" szybko zdajemy sobie sprawę, że dużo upłynie wody w Wiśle zanim ktoś w Polsce nakręci cokolwiek o zbliżonym poziomie.

Ocena:


High School Musical 2 (2007)
Tytuł polski: High School Musical 2

Pierwsze koty za płoty. Sequel największego hitu disneyowskiej telewizji uderza ze zdwojoną siłą. Powracają wszyscy znani bohaterowie z oryginału na czele oczywiście z parą liderów. Tym razem Gabriella, przez której słodycz w pierwszym filmie od samego patrzenia dostawaliśmy próchnicy, zostaje zagrożona przez rządną i wiecznie kombinującą Sharpay, która ostrzy swoje szpony na niewinnego Troya.

Wielkim atutem kontynuacji jest to, że nie musimy już poznawać bohaterów. Zaskakująco, film nie powtarza konfliktu ze swojego poprzednika, a stawia przed paczką szkolnych przyjaciół nowe problemy. Scenariusz koncentruje się na innych kwestiach niż poprzednio i jest ogólnie ciekawszy. Jest to również prawdopodobnie najmocniejszy muzycznie film spośród trzech. Każda z głównych postaci ma swoje pięć minut i wszystkim udaje się je w miarę dobrze wykorzystać. Ale najjaśniej lśni wciąż Zac Efron ze swoim porywającym "Bet on It". Zamieszczam ten kawałek, dla zaspokojenia ciekawości czytelników ;)



"HSM 2" to film, który w udany sposób idzie za ciosem rozbudowując sprawdzoną formułę. Jako kontynuacja "HSM" odnosi sukces na każdym polu i na pewno powinien usatysfakcjonować fanów tamtego filmu.

Ocena:


High School Musical 3: Senior Year (2008)
Tytuł polski: High School Musical 3: Ostatnia Klasa
Film, który miał wszystko aby móc stać się koronnym osiągnięciem serii. Pierwsza kinowa produkcja, największy budżet, nieograniczone możliwości scenariuszowe i ponad dwieście milionów potencjalnych widzów na całym świecie.

Film jest konkluzją losów bohaterów dotychczasowych filmów co bardzo wyraźnie daje się odczuć. Zamiast to wykorzystać twórcy zachowali się trochę defensywnie. Film jest bardzo zachowawczy. Nie podejmuje zbędnego ryzyka. Historii brakuje pazura, przez większość czasu nie mamy się czym przejmować. Jeśli już pojawia się jakiś nowy element, zaraz okazuje się, że prowadzi donikąd.

Nie oznacza to, że jest zupełnie pozbawiony lepszych momentów. Sekwencja rozpoczynająca film jest dynamiczna, świetnie wyważona i generalnie bardzo widowiskowa. Taki show dostajemy na nieszczęście tylko raz w całym filmie. Choć jest później jeszcze parę co ciekawiej zrealizowanych scen, z wartą wspomnienia piosenką, ponownie złotego chłopaka Efrona, którą wykonuje chodząc po, obracających się wokół osi kamery, ścianach liceum.

Technicznie film wygląda zdecydowanie najlepiej. Dzięki temu z jednej strony może zainteresować nowych widzów, ale jednocześnie raczej nie pozyska sobie wśród nich nowych fanów, ze względu na brak innowacji i zastałość w sferze scenariuszowej.

Ocena:



"High School Musical" to dziwny fenomen, obok którego nie da się przejść obojętnie. Trzeba sobie tylko odpowiedzieć na pytanie czy jest tak dlatego, że atakuje nas z każdej witryny sklepowej czy po prostu dlatego, że odniósł być może zasłużony sukces?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz