Fabuła jest dość prosta, ale niebanalna (jak w filmach dla chłopców). Major Alan 'Dutch' Schaeffer i jego oddział muszą odbić dyplomatów z rąk rebeliantów. Ale to skrót tylko pierwszej części filmu. Gdy już żołnierze uporają się z robotą rozwalając bazę wroga, zabijając wszystkich i biorąc piękną kobietę na zakładniczkę - dopiero zaczyna się film. Za żołnierzami podąża i zabija ich po kolei łowca z kosmosu, aż zostaje tylko Schaeffer (Schwarzenegger). Predator nie mógł jednak wiedzieć, że ze śmierci swoich kompanów major wyciągnie wnioski.
Za efekty odpowiada Stan Winston - wielokrotny zdobywca nominacji jak i samej nagrody Akademii. W tym przypadku też akademia nie zapomniała o mistrzu i dała mu nominacje. Do tego dochodzi świetna muzyka Alana Silvestri, którą pamiętają chyba wszystkie chłopaki wychowane na tej serii.
Co tu dużo mówić - ten film nie ma słabej strony, nawet trochę przewidywalne (jak na taki dobry początek) zakończenie robi niezapomniane wrażenie.
Dziewczyny pamiętajcie - jeśli chcecie usidlić faceta, obejrzyjcie z nim ten film i bądźcie (lub ostatecznie udawajcie) zachwycone, a gwarantuję, że następnego dnia ów facet klęknie z pierścionkiem w ręku zadając to jakże piękne sakramentalne pytanie, które każda z was tak pragnie usłyszeć.
Ocena:
Czyżby atmosfera, pojawiającego się na filmowym horyzoncie "Predators", już się udzielała? ;)
OdpowiedzUsuńA jednak "Predator" to nie "Obcy" i znacznie się zestarzał. Pozostaje oczywiście znakomitym kinem dla szukającej pozytywnych wzorców młodzieży, jednak o wiele bliżej mu do radosnego "Commando" niż wybitnego "Terminatora".
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ludzie uważający że "Predatorowi" jest blisko do "Commando" mogą spać spokojnie?! zdaje sobie sprawę że "Predatora" i "Terminatora" dzieli trochę półek ale "Predatora" i "Commando" dzieli osiem razy tyle!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń