wtorek, 21 lutego 2012

The Artist

Wyjątkowo wymowne dzieło

Nieme kino dawno odeszło do lamusa i dziś postrzegane jest jako nieco zabawny relikt epoki, o której nikt nie pamięta. Francuski reżyser Michel Hazanavicius o nim jednak nie zapomniał. Swoim „Artystą" powraca do wczesnych lat tej pięknej dziedziny sztuki i pokazuje jak kinematografia się zmieniła, a jednak to co pierwotnie zostało ustalone, to co ją ukształtowało wciąż jest dla niej ważne i aktualne.


Co mi się podobało?

Koniec ery. Akcja filmu rozpoczyna się w 1927 roku, czyli oczywiście w tym samym czasie, kiedy to premierę miał „Śpiewak jazzbandu", pierwszy film w pełni dźwiękowy. Był to jeden z najbardziej przełomowych okresów kina, a zmiany bardzo mocno dotknęły szczególnie aktorów. Na tym w dużej mierze koncentruje się „Artysta". Największe gwiazdy kina niemal z dnia na dzień straciły swoją popularność. Blichtr hollywoodzkich celebrytów przygasł w cieniu „gadających głów" nowych idoli publiczności.

Stare nowe dobre kino. Film jest czarno-biały, niemy, wykadrowany w 4:3 i może też warto zaznaczyć, wyświetlany w 2D. Udowadnia, że kino lat 20-tych zeszłego wieku wciąż może bawić. Większość widzów nie zdaje sobie sprawy jak wartościowymi produkcjami cały przemysł filmowy zyskał niegdyś swoją popularność. „Artysta" spogląda wstecz i daje widzom nowoczesny film starej epoki. Nie jest przy tym kierowany wyłącznie do koneserów czy krytyków. To wspaniały film dla szerokiej publiczności, dla każdego kto tylko da się zaprosić na seans.

Artysta pełną gębą. Film jest bardzo dobry na każdym poziome. Błyskotliwy scenariusz angażuje w każdej kolejnej scenie. Pojawia się tutaj kilka zaskakujących sekwencji, jak senny koszmar głównego bohatera, a odkrycie przed widzami pewnej informacji w ostatniej scenie jest istną wisienką na już i tak pysznym torcie. Całości wspaniale towarzyszy modelowa ścieżka muzyczna, która razem ze znakomitymi aktorami idealnie opowiada historię.

 

Hazanavicius nakręcił niespodziewanie wielki film. „Artysta" wyrósł trochę znikąd, a okazał się jednym z najlepszych i najbardziej oryginalnych filmów ostatnich lat. Czy opowieść o kryzysie aktora i jego walce o odzyskanie popularności i tak naprawdę starego, wygodnego życia jest dziś do przetrawienia w proponowanej przez reżysera archaicznej formie? Ja jestem zdecydowanie na tak i salwy śmiechu na sali kinowej chyba świadczą o tym, że odczucia innych widzów są raczej podobne.

 

Tytuł polski: Artysta

2011, reż. Michel Hazanavicius, scen. Michel Hazanavicius

wyst. Jean Dujardin, Bérénice Bejo, John Goodman, James Cromwell, Malcolm McDowell

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz