środa, 14 marca 2012

Shame

Zatracony w cielesności

Czym jest uzależnienie? Gdzie jest jego granica? Jak obronić się przed uzależnieniem od podstawowych potrzeb człowieka? Nie chcę pisać, że ostatni film Steve'a McQueena odpowiada na, czy nawet zastanawia się nad tymi pytaniami, ale oglądając Wstyd na pewno można je sobie zadać. Popularny opis określa film jako studium człowieka uzależnionego od seksu i bez wątpienia jest trafny. Czy McQueenowi udało się uchwycić temat w ciekawy sposób?

 

Co mi się podobało?

Więzień przyjemności. Taki tytuł miał pewien artykuł analizujący treść Wstydu. Postaram się po nim nie powtarzać choć moje spostrzeżenia są bardzo podobne. Grany przez Fassbendera główny bohater filmu Brandon jest przystojnym, chyba nieźle zarabiającym samotnym mężczyzną po trzydziestce. Jego życie podporządkowane jest dążeniu do zaspokojenia seksualnego. Mieszka w surowym, minimalistycznie urządzonym mieszkaniu, w którym przeważa raczej zimny pragmatyzm niż ciepła domowa estetyka. Tak samo jak w całym jego życiu. W pozbawiony emocji sposób codziennie oddaje się tym samym przyziemnym rytuałom. Każdy jego poranek wygląda identycznie, co ciekawe prawdopodobnie jak większości z nas. Brandon nie poszukuje żadnego urozmaicenia, może jedynie poza rodzajami dziewczyn z jakimi sypia. Nie chce, aby ktokolwiek zawracał mu głowę i burzył jego ustalony spokój. Życia Brandona nie da się ocenić bezkrytycznie. Od samego początku filmu widać i czuć, że coś tu nie gra. Wprowadzenie postaci jego siostry Sissy (Mulligan) ewidentnie odkrywa jak bardzo Brandon jest nieszczęśliwy, a jedynym sposobem rozwiązania własnego problemu jest dla niego zatracanie się w nim jeszcze bardziej.

Bez moralizatorstwa. Wstydowi udało się uciec od klątwy jaką dotkniętych jest wiele filmów o społecznie istotnej tematyce. Nie grozi widzom palcem i nie próbuje przestrzegać przed niebezpieczeństwami złego świata. Jest mocny i wyrazisty, ale nie ostentacyjny czy pretensjonalny. Mówiąc krótko bliżej mu do Requiem dla snu niż Galerianek.

Wstyd, szok, czy może coś jeszcze? Film jest bardzo odważny, można powiedzieć, że w zbliżonym stopniu tak jak niegdyś Nocny kowboj w swoich czasach. Po opiniach docierających z zagranicznych recenzji, a także samego ratingu dla filmu w Stanach Zjednoczonych przygotowywałem się na coś pomiędzy Nieodwracalne a Ostrożnie, pożądanie. Może to tylko moje odczucie, ale film nie jest aż tak skrajnie szokujący. Jest w nim dużo „momentów", ale bez zbędnej obsceniczności, która raziła np w dość odrażającym 9 Songs. To co robi największe wrażenie to kontekst i psychologiczny tragizm całej opowieści. Ostatnia scena, sytuacja niczym wyjęta z codzienności wielu z nas, pozostaje w myślach na długo.

New York, New York. Bardzo ciekawym wątkiem filmu jest relacja Brandona z jego siostrą. Niedopowiedziane zdarzenia z przeszłości silnie ciążą nad bohaterami, jakby się zdawało, wiecznie walczącymi ze sobą. A jednak, piękna scena wykonania przez Sissy jednej z najbardziej sławnych piosenek Sinatry budzi niespodziewaną reakcję ze strony Brandona. Jest to znakomite uchwycenie niebanalności i wielowarstwowości ludzkich związków, a także doskonały popis kunsztu obojga aktorów.

 

Co mnie odrzuciło?

Suma wszystkich elementów. Czy Wstyd jest bardzo dobrym filmem? Tak. Mimo to nie zakochałem się w nim od pierwszego obejrzenia. Miałem wątpliowści co do tego jak ustosunkować się do niektórych scen. Ciężko to omówić bez spoilerów, ale zwyczajnie nie czuję, aby film zrobił na mnie perfekcyjne wrażenie jako całość pomimo niezaprzeczalnych wartości swoich poszczególnych elementów.

 

Wstyd McQueena to imponujący, piękny film o brudnych problemach. Koncentruje się na jednym bohaterze, ale przy okazji podaju również ilustrację pewnego smutnego stanu rzeczy, między innymi poprzez uderzającą scenę rozmowy w biurze między Brandonem, a jego przełożonym i małą córką szefa siedzącą w domu przed komputerem. Widz zaczyna się zastanawiać czy to tylko Brandon ma prawdziwy problem, a może po prostu tylko on jest na tyle szczery względem siebie, aby bez wstydu przed samym sobą się w nim zatracić.

 

Tytuł polski: Wstyd

2011, reż. Steve McQueen, scen. Abi Morgan, Steve McQueen

wyst. Michael Fassbender, Carey Mulligan, James Badge Dale, Nicole Beharie, Lucy Walters

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz