środa, 2 lutego 2011

Enter the Void (2009) reż. Gaspar Noé

Tytuł polski: Wkraczając w pustkę

Kolejne atak Gaspara Noé na zmysły widzów po szokującym "Irréversible" sprzed kilku lat. Filmie, który zaskakująco wybił się ponad pozbawione sensu epatowanie przemocą dzięki niesamowitej koncepcji operatorskiej, swojej konsekwencji, zawziętości i przemyśleniu. "Enter the Void" jest do niego bardzo podobny, ale jednocześnie bardzo różny. Bez względu na to jak oba filmy każdy osobiście oceni, pewne jest że są to niesamowite doświadczenia, takie które może dostarczyć być może tylko kino.

Pomimo swego ciężaru - a może dzięki niemu - po dwóch i pół godzinie "tripowego" seansu czułem się jak nowo narodzony. Film opowiada o młodym chłopaku mieszkającym w Tokio wraz ze swoją siostrą. Jest dealerem narkotyków, choć sam przed sobą temu zaprzecza, a także w miarę dobrze kontrolującym się ćpunem. W obecnej pozycji życiowej jest mu całkiem wygodnie. Wszystko co dobre - jakkolwiek by na to nie patrzeć - kiedyś się kończy. Jedna wpadka wystarczy, aby z komfortowego, luzackiego życia nic nie zostało. Na tym się kończy linearne opowiadanie historii, a zaczyna pozacielesna podróż pomiędzy czasem, miejscem, dźwiękiem i obrazem.


Nie jest przesadą skojarzenie z "2001". Tak, znów mówię o tym filmie, ale już właśnie w "Irréversible" było wyraźnie widać silne inspiracje Kubrickiem i gust Noé zwrócony w kierunku tego reżysera. W "Enter the Void" wciąż czuć tego obecność. Początkowe minuty ostatniego segmentu "Odyseji.." czyli "Jupiter and beyond the infinite" przedstawiają tunel kolorowego światła, przez który przelatuje bohater. Weźmy tą sekwencję i puśćmy przez 154 minuty - właśnie tak człowiek czuje się oglądając "Enter the Void".

Tak samo jak poprzedni film Noé, i ten jest nakręcony z zupełnym zatarciem cięć montażowych. Naturalnie nie jest faktycznie nakręcony jednym ujęciem, jednak kamera przez całą jego długość płynie, praktycznie nigdy się nie zatrzymując. Wszystko obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, bez odstępstw. Wizje narkotycznych halucynacji przeplatają się z feerycznymi widokami miasta, obleśnością klubu "The Void" czy wyuzdaniem hotelu "LOVE". Drażniąca sfera muzyczno-dźwiękowa podkreśla wrogi charakter filmu, który nie ma najmniejszej chęci, że się tak wyrażę, robić ci dobrze. To wszystko składa się na film jednak piękny.

"Enter the Void" to film autorski, bezkompromisowy, cierpki, ale potrafiący się podobać, może nawet lubić. Pozwala sobie na pokazanie scen, których nie spodziewałem się zobaczyć na kinowym ekranie. Pomysły na kilka z nich Noé musiał albo od kogoś ukraść, bądź też nikt o nich wcześniej nie pomyślał. Jest oryginalny i ponadprzeciętny, acz docenić go można chyba tylko poprzez oddanie się jego nurtowi; pozwolenie na wykorzystanie się przez niego. Musi pozyskać zaufanie widza i trafić w jego gust. W mój gust jak najbardziej trafił.

Ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz