poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Drive Angry (2011) reż. Patrick Lussier

Tytuł polski: Piekielna zemsta

Po obejrzeniu większej części filmografii Patricka Lussier mogę powiedzieć, że jest to reżyser z potencjałem na zyskanie kultowego statusu. To twórca niszowych horrorów akcji, których przynależność jest bliższa zaciszu domowego wideo niż prestiżu sali kinowej. Ma jednak swoich fanów i nie można ignorować, na swój sposób pociągającego, stylu jego filmów.


"Drive Angry" to szybkie, brutalne i seksowne kino akcji, zaprawione zapachem palonych opon, prochu i piekielnej siarki. Nicolas Cage gra wkurzonego ojca, który uciekł z piekła, żeby pomścić swoją rodzinę. Podąża usłanym trupami szlakiem za sprawcą całego jego nieszczęścia, kultystą Jonah Kingiem (Billy Burke). Po piętach naszego bohatera depcze natomiast szykowny człowiek pod krawatem, który określa siebie po prostu jako Księgowy (William Fichtner). Nic to nie zdaje się być problemem dla Cage'a debeściaka, tak więc wymaganego dramatyzmu fabule nadaje - jak można by się spodziewać - pierwiastek żeński. W całe starcie między piekłem, niebem i ziemią, nieco przypadkowo, zostaje zamieszana młoda Piper (Amber Heard), która już zupełnie nieprzypadkowo, jest gorącą laską. Pracuje jako kelnerka w małomiasteczkowej przydrożnej jadłodajni. Właśnie nawrzucała swojemu obleśnemu, spasionemu szefowi i rzuciła upokarzającą robotę we wszystkie diabły. Wsiada do pięknego Dodge'a Chargera z 1969 i rusza w drogę.

Od tego momentu, do końca film będzie wypełniony już tylko pościgami, strzelaninami i mizgaleniem się dziewczyny, nawet nie tyle co do wiecznie strapionego Cage'a (przeszkadza motyw utraconej córki), jak do widzów - przynajmniej tych do piętnastego roku życia. Nie zabraknie kilku szalonych scen, jak choćby hotelowa jatka, podczas której Cage kładzie trupem ze dwudziestu chłopa, nie tracąc przy tym ekhm... bliskości napotkanej w barze kobiety.

Jest jeszcze kwestia trójwymiaru. Film oglądałem w całej glorii płaskiego obrazu, z którego nic na mnie nie wyskakiwało, a wizji nie przyciemniały mi plastikowe okulary. Niestety nawet bez diabelskiego 3D nie sposób na filmie zapomnieć o sposobie w jakim był prezentowany w kinach. Co i raz w stronę ekranu lecą spowolnione kule, tudzież inne przedmioty, które ostentacyjnie chciałyby wyrwać się z kadru. Nie tylko niczemu to nie służy, ale także wygląda po prostu tandetnie. Przy okazji odsłania wyraźnie marny poziom efektów specjalnych.

"Drive Angry" to leciutkie kino, na odprężenie. Piekielna tematyka szybko rozpływa się w swobodnej atmosferze i zupełnie ziemskich troskach o piwo, paliwo i panny. Film nie wymaga dużo od widza i jednocześnie nie wymaga też dużo od siebie. Tak zły, że aż dobry, lub jak kto woli, może po prostu fajny.

Ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz