środa, 24 sierpnia 2011

Conan the Barbarian (2011) reż. Marcus Nispel

Tytuł polski: Conan Barbarzyńca

Oglądając niedawno "Genezę planety małp" uderzające wydało mi się jak ludzcy są małpi bohaterowie, a w szczególności Caesar pół na pół grany przez Andy'ego Serkisa w tandemie z zaawansowanymi efektami komputerowymi. Oglądając nowego "Conana" (całe szczęście nie w 3D) uderzające wydało mi się jak małpi są ludzcy bohaterowie, w szczególności ten tytułowy. Nieokrzesany osiłek z prostą filozofią życiową i wyraźnie zdefiniowanym celem do jakiego dąży. Nieskomplikowany, szczery... głupi? Cechy barbarzyńcy przy okazji wyjątkowo dobrze opisują sam film Marcusa Nispela.

"Conana Barbarzyńcę" można opisać dwoma słowami: cycki i krew. Obu tych rzeczy jest tu pod dostatkiem. Losy bohatera obserwujemy od jego narodzin, od pierwszego (wojennego?) krzyku gdy na polu bitwy przychodzi na świat. Walka i przemoc będą towarzyszyły mu już zawsze. Tak zostanie wychowany i tylko tym będzie się otaczał. Wykuje miecz, straci rodzinę i zapłonie gorejącym wewnątrz swej duszy ogniem zemsty. Conan geneza, można powiedzieć.

Celem życia Conana (Jason Momoa) stanie sie pomszczenie ojca poprzez zabicie niejakiego Khalara Zyma (Stephen Lang). Khalar to raczej nieprzyjemny gość. Żądny krwi, okrutny, maniakalnie pragnący władzy nad światem. Stoi za nim armia, ale przede wszystkim jego psychotyczna córka, popaprana wiedźma Marique (Rose McGowan). Z nią u boku Khalar ma nadzieję wskrzesić swoją małżonkę, super-wiedźmę, która uczyni go bogiem na ziemi. Ten szalony, acz trzeba przyznać ambitny plan, ma dojść do skutku z połączenia potężnej (przypuszczalnie magicznej) maski z "czystą" krwią. Nie mylić z wampirami z HBO, tu chodzi o krew bezpośredniego potomka pewnego rodu. Potomkiem tym jest mniszka Tamara (Rachel Nichols), piękna i delikatna, choć zaskakująco wyemancypowana. No i znów film o napakowanych samcach bijących się o niewiastę.

Tak misternie uplecioną, niezwykle skomplikowaną i przejmująco głęboką fabułę musiało pisać aż trzech scenarzystów. Filmowi zabrakło prawdopodobnie jeszcze czwartego pisarza, który zajął by się dialogami. Nie chodzi o to, że nie ma ich dużo, wszakże to film akcji. Problem w tym, że kiedy już się pojawiają w nielicznych przerywnikach pomiędzy sekwencjami walki, to wolelibyśmy, żeby może jednak ich nie było. Film nie wymaga skupienia, więc patrząc na kolejne ujęcia rozbijanych czaszek, łamanych kości i odcinanych nosów, można sobie podumać. Ja wydumałem, że dzieło Nispela znacznie by zyskało, gdyby fatalnych dialogów faktycznie się zupełnie pozbyć. Film wzniósłby się na artystyczny poziom niezakłóconej niczym nowatorskiej formy. Brutalność w najczystszej formie, bez gadania, bez myślenia. Istny pomnik dla postaci Conana oraz dumny przewodnik i niedościgiony ideał dla epickich filmów magii i miecza.

Mój pomysł ma jakiś sens. Opowiedzenie tej samej historii za pomocą warknięć, okrzyków, pisków, syków, wrzasków i westchnień byłoby wyzwaniem dla twórców, ale niczym poza zasięgiem wykonalności. W całkiem solidnym "Centurionie" postać grana przez Olgę Kurylenko jest niema. To główny czarny charakter filmu, którego profil budowany jest za pomocą wyrazu twarzy, postawy, mowy ciała itd. Dodaje to jej dzikości, mistyczności i grozy. Czarne charaktery z "Conana" nie budzą postrachu. To banda nieudaczników, nie mających szans w starciu z jednym człowiekiem. Proponowane przeze mnie odebranie im głosu to krok antyhollywoodzki, ale jakże odważny, wręcz eksperymentalny. Uczynić z bohaterów zwierzęta, którymi i tak są.

Mówiąc zupełnie poważnie, nie wymagam aż tak dużo. Pominę nawet nieścisłości scenariusza. W końcu "Conan" może być filmem prostym. Wielkie mięśnie, miecze i tryskająca na prawo i lewo jucha to wystarczająca rozrywka na letni wypad do kina. Realizacja pozostawia niestety wiele do życzenia. Jest to kolejny film z dziwną manierą trzęsącej się kamery, która ma sprawiać, że sceny akcji będą bardziej dynamiczne. Biorąc pod uwagę, że większość z nich jest zamknięta w dość ciasnych kadrach i poszatkowana śmietnikowym montażem, efekt jest taki, że nic nie widać. Muzyka i dźwięk w kinie brzmiały jakby w nasze bębenki uszne uderzały młoty kowalskie i nie należy tego rozumieć jako komplement pod adresem filmu. Praktycznie każdy element "Conana" wykazuje jak pospieszony i niedopracowany jest to film.

Nispel nakręcił kolejną ultra brutalną jatkę, w której ciężko doszukać się sensu. W filmie widać potencjał na coś naprawdę całkiem znośnego, jednak ginie on pod nawałnicą nieprzemyślanej przemocy i bijącej z ekranu sztampy. Dobrą wiadomością jest to, że przynajmniej na napisach końcowych nie widziałem informacji gwarantującej Conan will return.

Ocena:

1 komentarz: