piątek, 27 sierpnia 2010

Barefoot in the Park (1967) reż. Gene Saks

Tytuł polski: Boso w parku


Po sześciu dniach miesiąca miodowego spędzonych w hotelu Plaza, świeżo upieczone małżeństwo wprowadza się do wymarzonego, własnego mieszkania w Nowym Jorku. Państwo Bratter są parą przeciwieństw. Paul (Robert Redford) to ułożony, rozsądny i twardo stąpający po ziemi prawnik u progu obiecującej kariery. Jego małżonka Corie (Jane Fonda) jest natomiast betroską młodą damą, zakochaną w rozrywce i bujaniu w chmurach.


Pierwsze spięcia pojawiają się gdy wymarzony apartament okazuje się nie być taki do końca wymarzony. Samo dotarcie - jakby się zdawało, niekończącymi się schodami - na szóste piętro (czy jak kto woli piąte plus schodki na klatkę) jest nie lada wyzwaniem dla przeciętnych nowojorczyków. Już tutaj film zaczyna konsekwentie budować podstawy swoich żartów wokół pewnych powtarzających się motywów. Odbierające dech schody to jeden z nich, dziura w suficie to kolejny. Dalej scenariusz zadaje kolejne ciosy Paulowi co doprowadza go na skraj wytrzymałości, a widzów znakomicie potrafi rozbawić. Kulminacją jest pierwszy poważny kryzys małżeński, który tradycyjnie odwraca opowieść w nowym kierunku.


Przez całość filmu daje się odczuć broadwayoski rodowód tej opowieści. Większa część akcji rozgrywa się w apartamencie Bratterów i opiera się mocno na dialogach między nimi, przerywanych scenami namiętnych pocałunków. A może to były sceny pocałunków przerywane dialogami? Hmm, nieważne. Całość jest świetnie napisana i bezbłędnie odegrana. Mimo pewnej teatralnej sztuczności film prezentuje wartości jakich próżno szukać w dzisiejszym kinie. Ma swoją magię klasycznego Hollywood, gdzie podstawą opowiadania historii był - zaskakująco! - scenariusz.


Można zarzucić mu pewien brak separacji od spektaklu, na którym jest oparty, jako że język kina nie jest skończenie tożsamy z językiem teatru. Jest to podobny problem z jakim zmagał się, skądinąd znakomity, film "Wątpliowość" Johna Patricka Shanleya, zaadaptowany z jego własnej sztuki. Na szczęście w obu wypadkach filmy po prostu bardzo dobrze się ogląda, co sprawia że nie zwraca się na to specjalnie uwagi.

"Barefoot in the Park" w lekki i przyjemny sposób prowadzi widza przez życiowe problemy uroczej pary bohaterów. Cóż, sukcesem filmu jest udowodnienie nam, że nie bez powodu spektakl na Broadwayu wystawiano ponad półtora tysiąca razy. Natomiast teraz, po latach od premiery, obraz Saksa przypomina o wysokiej klasie dawnej amerykańskiej kinematografii. Jest trochę jak artefakt minionej epoki, mam nadzieję że nie permamentnie zakopanej w ruinach kalifornijskich studiów.

Ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz