wtorek, 11 października 2011

The Art of Getting By (2011) reż. Gavin Wiesen

Tytuł polski: Sztuka dorastania

Dorastanie jest trudne. Szczególnie zauważają to młodzi filmowcy, którzy tworząc swoich bohaterów starają się im to dorastanie dodatkowo utrudnić. George (Freddie Highmore) ma to nieszczęście, że jest bohaterem filmu debiutującego na wielkim ekranie Gavina Wiesena. George to chłopak, którego wielu nazwałoby dziwakiem. Fatalista, nie dostrzega sensu w większości tego co się wokół niego dzieje. Nie posiada celu. Na niczym mu nie zależy. Nauka zdaje się go nie interesować, choć ma talent i zdolności, co rozpoznają jego szkolni nauczyciele.

Egzystencja George'a zmienia się, gdy ten poznaje Sally (Emma Roberts). Trochę mimo woli przyciąga jej zainteresowanie, gdy spontanicznie ratuje ją od kary za szkolny wybryk. Nie jest to formą podrywu, niczego od niej nie oczekuje. Podobnie jak w "Sezonie na kleszcza" Emma Roberts chyba po prostu przyciąga do siebie dziwaków.

Obraz Wiesena przypomina nieco "500 Days of Summer". Oba filmy osadzone są w gruncie rzeczy w podobnym nurcie. Młode, świeże, niezależne kino amerykańskie z mądrymi (przemądrzałymi?) dialogami i historiami wybijającymi się poza schemat oklepanych romansów. Filmowo niekonwencjonalne, ale mimo to jakby wyjęte z codziennego życia. Worek, w którym mieszczą się oba te filmy to już swojego rodzaju własny subgatunek. "Sztuce dorastania" ciężko będzie konkurować choćby ze wspomnianym wyżej filmem Marca Webba, jako że u podstaw wciąż jest to, no właśnie, zwyczajnie film o dorastaniu, jakich było już wiele. Na szczęście odnalazłem w nim wystarczająco dużo unikalności, żeby film docenić.


Opowieść skupiona jest na postaciach dwóch aktorów. W dużej mierze to dzięki nim film wciąga. Highmore, na początku zawieszony w pustce, odgrodzony od świata na własne życzenie, z czasem zaczyna okazywać emocje, ale bez przesady. Do końca pozostaje w tym wierny postaci. Roberts natomiast cały film próbuje przekonać widzów, że taka dziewczyna jak ona mogła się szczerze zainteresować takim chłopakiem jak nasz biedny fatalistyczny George. Jest ona aktorką, którą się dobrze ogląda. Ma swój styl bycia, swój styl grania. Na pierwszy rzut oka wygląda jak bananowa amerykańska nastolatka, ale wyróżnia ją wzrok, ciekawe spojrzenie, które doskonale wykorzystała również w "Krzyku 4".

Reżyserowi mogę spokojnie udzielić kredytu zaufania, licząc na więcej przy jego kolejnej produkcji. "Sztuka dorastania" jest filmem dobrym, który czasem postępuje zbyt ostrożnie i zbyt przewidywalnie. Szczególnie w zakończeniu brakuje mocnego wykrzyknika, takiego jaki postawił np. film "Wszyscy mają się dobrze". Tam jedna scena (widok malowidła, który wycisnął ze mnie parę łez) podbudowuje ważkość całego dzieła. W "Sztuce dorastania", gdzie podobnie przewija się temat malarstwa, zakończenie nie wnosi nic czego nie wiedzielibyśmy od początkowych scen. Mimo tego, warto.

Ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz