środa, 13 kwietnia 2011

The Way Back (2010) reż. Peter Weir

Tytuł polski: Niepokonani

Polacy uwielbiają celebrować zagraniczne filmy, które w większym lub mniejszym stopniu opowiadają historie związane z Polską. Nic dziwnego, że nowy film Petera Weira od razu zdobył popularność w naszym kraju. Weir, po karierze wypełnionej kilkoma błyskotliwymi filmami, kręci epicką opowieść o ucieczce grupki więźniów z syberyjskiego gułagu i ich pieszej podróży przez 6500 kilometrów bezlitosnych warunków, aż do Indii.

Luźno oparty na książce "Długi marsz" Sławomira Rawicza, film twierdzi, że jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Biorąc pod uwagę wątpliwą wiarygodność książki Rawicza, można uznać, że więcej tu właśnie inspiracji niż prawdy. Czysta fikcja czy twarda prawda, nie jest zupełnie istotne. Film nie ratuje się w żadnych z tych wypadków.


Zaczyna się w samym gułagu, gdzie poznajemy bohaterów. Janusz (Jim Sturgess) dobry Polak, przewodzący planowanej ucieczce; Mr. Smith (Ed Harris) starzejący się, twardy Amerykanin; oraz Walka (Colin Farrell) przedstawiciel urków z wytatuowanymi na piersiach wizerunkami Lenina i Stalina. Życie bohaterów, aż do ucieczki to standardowe obozowe abc. Walka o jedzenie, ubrania. Głód, śmierć, poniżenie. Jest to wszystko (przynajmniej dla polskich widzów) strasznie oczywiste, dlatego na szczęście nie trwa długo zanim dochodzi do wyrwania się z niewoli.

Grupa zbiegów staje przed tytułową drogą powrotną. Pierwszy cel to jezioro Bajkał. Kilka tygodni marszu w ostrym mrozie, z głodowymi racjami żywieniowymi. Ale przecież mają super nóż Walki, który niczym scyzoryk McGyvera rozwiązuje większość problemów. Dotarcie do jeziora, pomimo że dość daleko w filmie, w żadnym wypadku nie jest końcem podróży. Czeka nas jeszcze kilka zmian klimatu i krajobrazu. Koprodukujące film, National Geographic na pewno miało w tym swoją wielką zasługę. Ukazanie przyrody w skrajnie różnych (i przeważnie ekstremalnych) warunkach to jedna z nielicznych stron filmu, jakie mogą się podobać. Nieludzki wysiłek bohaterów wydaje się niestety przechadzką po parku. Wszystko udaje się im po najmniejszej drodze oporu. Oczywiście, z licznej grupki, po drodze umierają ze dwie czy trzy osoby, ale nie sposób wykrzesić z siebie poczucie żalu czy straty ich względem. O ogromie zmęczenia i wysiłku więcej się mówi, niż go pokazuje. Od razu nasuwa mi się porównanie do "Essential Killing". Skolimowski, mistrzowsko prowadzący samotnego Vincenta Gallo, przez swoją okrutną narrację, nie potrzebował nawet półtorej godziny, ani jednego wypowiedzianego słowa, żeby stworzyć ostateczny film o wytrwałości, przetrwaniu, ludzkiej sile i odmowie poddania się. Dokładnie tego wszystkiego brakuje nieemocjonującym postaciom z "The Way Back".

Nie jest to intensywny film o przetrwaniu, jakim chciałby być, a po prostu film o chodzeniu. Cała fabuła ogranicza się do grupy ludzi uciekających z obozu, którzy idą. Kiedy już dochodzą, idą jeszcze trochę. A potem znowu idą. Znudziłoby to chyba nawet Roberta Korzeniowskiego.

Kilka znaczących nazwisk w obsadzie też nie pomaga. Pojawiająca się później Saoirse Ronan - zwana tutaj przeze mnie, ostatnią deską ratunku - nie wprowadza wiele życia do tego skostniałego filmu. Jest bardziej brzytwą, której chwyta się tonący Weir, przy okazji kalecząc siebie i swój film. Z całym szacunkiem, dla niekwestionowanego talentu aktorów, nie mają tutaj za bardzo co grać.

"The Way Back" jest za długim i do bólu jednostajnym zanudzaczem. Żenujące zakończenie, jakby rodem wyjęte z polskiego filmu, w całym negatywnym tego słowa znaczeniu, może budzić tylko litość. Pod koniec widz żałuje, że Janusz był tak dobroduszny. Słowami Mr. Smitha, w obozie mogło to go zabić, co oszczedziłoby tym samym patrzenia na całe mnóstwo chodzenia. Z obozu się wydostają, a w rezultacie film testuje i wymaga przetrwania od widzów, a nie od ekranowych zbiegów.

Ocena:

5 komentarzy:

  1. "...Weir, po karierze wypełnionej kilkoma błyskotliwymi filmami..." - trzeba nie widzieć żadnego z jego filmów by opisać je tylko słowem "błyskotliwe" :D
    cóż, widać nie wszyscy lubią "błyskotliwe" filmy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie to dość duże słowo, a z zachwytami nad jego filmografią też nie można przesadzać :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Panowie,
    narzekacie, bo chcielibyście dostać skrzyżowanie "Pasji" i "Apocalypto", czyli sekwencje wyrywania zaropiałych paznokci i brawurowe ucieczki przed krwiożerczymi niedźwiadkami.
    Nie powiem, że 'The Way Back' to produkcja bez wad, ale kapitalnie pokazuje kilka zjawisk zupełnie obcych zachodnim produkcjom okołowojennym i to właśnie jest wielką i niepodważalną zaletą filmu Weira. Przede wszystkim, rewelacyjnym, choć ukrytym bohaterem tego filmu jest Związek Radziecki. Tematem nie staje się pełna hollywoodzkich banałów i mrzonek walka jednostki z Imperium, a próba jakiejkolwiek z niego ucieczki. Świetna też jest postać Farrella, w której odbija się trudna do zrozumienia mentalność Rosjan, która de facto czyni z nich tak potężny naród. Owszem, klamrom filmu brakuje wydźwięku i finezji, a kilka wątków można było rozwiązać z większą dramaturgią. Niemniej w dobie głupawych pseudohistorycznych produkcji, 'The Way Back' zasługuje na ciepłe przyjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałem wielkie oczekiwania przed tym filmem,
    ale niestety :(
    Mogę przyjąć ten film ale nie ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skrzyzowanie Pasji i Apocalypto bylo by calkiem niezle ;) Jakby Niepokonani zaczynali sie jak Pasja i konczyli jak Apocalypto (!) to bronil bym tego filmu nawet pomimo ewentualnych wad. Nic z tych rzeczy.

    Postac Farrella jest interesujaca tylko ze wzgledu na tatuaze i fakt ze bardziej mialy zapewniac mu swoista ochrone (kto sie odwazy targnac na taki duet przywodcow?) niz odzwierciedlac oddanie Zwiazkowi.

    Motyw ucieczki przed Zwiazkiem jest czytelny. To mierna realizacja nie pozwala w pelni docenic drzemiacego (gdzies w bardzo glebokim snie) w nim potencjalu.

    OdpowiedzUsuń