wtorek, 22 czerwca 2010

LOST (2004-2010) twórcy: Jeffrey Lieber, J.J. Abrams, Damon Lindelof

Tytuł polski: Zagubieni

 
Sześć lat, sto dwadzieścia jeden odcinków i niezliczona ilość teorii. To tylko niektóre wartości jakimi można opisać "Zagubionych". Liczby zresztą odgrywały w serialu kluczową rolę. Niesławne 4 8 15 16 23 42 stały się niemal osobnymi bohaterami. Najbardziej zagorzali fani zaczęli zauważać je nie tylko wplecione w fabułę serialu, ale także w życiu codziennym. "Lost" szybko wykroczył poza bariery standardowej produkcji telewizyjnej i urósł do rangi kulturalnego fenomenu. Ludzie zaczęli dzielić się na tych, którzy już widzieli nowy odcinek "Losta" i tych, którzy dopiero go zobaczą i (przypuszczalnie) posiądą tajemną wiedzę, której nie zna reszta świata. Oczywiście trochę się wygłupiam, jednak "Lost" faktycznie wywarł olbrzymi wpływ na kulturę masową i wyznaczył nowe standardy telewizji i nie tylko.

Dla mnie był niesamowitym przeżyciem; uchwycił sobą całą magię kina. Nie chodzi o efekty specjalne czy wykreowany na ekranie świat. Magią jest emocjonalne związanie się z nieistniejącymi bohaterami. Śledzenie ich losów, przeżywanie ich sukcesów i porażek tak silnie jakby były moimi własnymi. Pewnie każdy długoletni widz "Klanu" czy "M jak Miłość" mógłby powiedzieć to samo o swoim ulubionym serialu, ale w tamtych produkcjach leżących na marginesie telewizji próżno szukać dziesiątek zachwycających momentów, scen które zawsze będą wracać do widza jak tylko wspomni "Zagubionych". Od otwierającej "Losta" spektakularnej sekwencji katastrofy samolotu, poprzez starcie Jacka i Locke'a w "Orientation", odłączenie się Kate w "I Do", dosłownie zapierającą dech w piersiach ostatnie słowa padające w "Through the Looking Glass", aż po wyciskający łzy, kończący cały serial odcinek "The End". Można by jeszcze długo wyliczać bardzo wiele takich momentów.

Tuż zanim ABC zakończyło emisję serialu pojawiały się pytania: co się stanie, kiedy już nie będzie się miało czekać na kolejny odcinek? Czy istnieje, życie poza "Lostem"? Cóż, istnieje. Jest jednak inne. Pełne miłych wspomnień i hmm... dumy, radości, że było się częścią (jako widz) takiego przedsięwzięcia. Naturalnie serial zawsze można zobaczyć również teraz, za kilka miesięcy czy lat, odtwarzając go sobie na płycie. Oglądanie go jednak na bieżąco było unikalne. Odkrywanie wszystkich tajemnic i zagadek razem z widzami na całym świecie. Dyskutowanie o różnych teoriach czy też poznawanie wszystkich mediów, które otaczały serial, jak fałszywe strony internetowe, gry, analizy pojedynczych klatek filmowych itd. Tego wszystkiego nie da się doświadczyć teraz w takim samym wymiarze. To trochę tak jak np. z 11 września. Pewnie, możemy wejść na YouTube i odtworzyć sobie całe zdarzenie, ale nie odtworzymy emocji jakie towarzyszyły każdemu, kto włączył tamtego dnia telewizor, nie wspominając nawet o tych, którzy byli na miejscu.

To nie jest recenzja. Nie będzie więc i oceny. Miał swoje lepsze i gorsze strony, jak wszystko. "Lost" był tak ważnym elementem wpływającym na jeszcze dalszy rozwój mojego zafascynowania filmem, że po prostu nie mogłem nie wspomnieć o nim na blogu.

Miesiąc temu skończył się "Lost", kto by pomyślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz